Poetyckie refleksje animatora kultury... w czasach pracy zdalnej - „PREMIERA”

Dwudziesta pierwsza poetycka refleksja animatora kultury... "Kurtyna w górę".
Od lat blisko czterdziestu w moim artystycznym życiu trudno znaleźć premiery, z którymi nie identyfikowałem się jako aktor lub reżyser. Albo z jednym i drugim równocześnie. I zapewne niektórzy powiedzą, że po tych czterech dekadach każde kolejne podejście do nowej sztuki to, dzięki doświadczeniu i rutynie, przysłowiowa bułka z masłem. Nic bardziej mylnego. Każdorazowo, jako twórcy lub odtwórcy, zderzamy się z ogromnym wewnętrznym napięciem, niepewnością, tremą a nawet strachem przed ewentualną artystyczną porażką, bo i przecież takie się zdarzają. W tym roku, całkowicie zdezorganizowanym przez pandemię, te uczucia spotęgowały się co niemiara. Ale trzeba sobie z tym radzić. I tutaj z pomocą przychodzi właśnie wspomniane wyżej doświadczenie a czasem też spryt, który pozwala na przykład wybrnąć aktorowi z nieoczekiwanej wpadki tekstowej, zapętlenia słów albo całych zdań, czy wreszcie tzw. czarnej dziury w tekście. Ileż tego typu – dla aktora podczas spektaklu traumatycznych – zdarzeń się przytrafiło… Po czasie wspominamy o tym z rozbawieniem, ale gdy tego doświadczamy, wcale nam nie do śmiechu. Oczywiście, można też liczyć w takiej sytuacji na wspaniałomyślną pomoc partnera na scenie, który umiejętnie za pomocą swojej kwestii naprowadzi nas na właściwą ścieżkę. Albo też sprytnie podrzuci nam nasz tekst, tak że widz nie ma w ogóle szans się zorientować, że coś jest nie w porządku. Z wielką atencją wspominam takich moich przyjaciół aktorów, którzy znali na pamięć nie tylko swoje kwestie, lecz całe dialogi w sztuce. Nie możemy także zapominać o suflerach, niekoniecznie schowanych w budce na proscenium, tylko raczej w kulisie. Nie wszyscy z nich pomagali skutecznie aktorom w ekstremalnych sytuacjach chwilowej amnezji, ale byli też suflerzy genialni, jak na przykład nieodżałowanej pamięci Irena Nieć (także wspaniała aktorka), której podpowiedzi były praktycznie niesłyszalne, ale działały na aktora podprogowo. Sam wielokrotnie tego doświadczyłem. Niech zatem trema towarzyszy nam dalej przed spektaklami, bo bez niej byłoby tak jakoś nienormalnie. A nam przecież normalność jest teraz bardzo potrzebna, prawie tak jak powietrze. Zatem, do następnej premiery!

Janusz Michalik
Mężczyzna w garniturze odsłania czerwoną kurtynę i tekst sonetu: Gong! Zapalają się światła na scenie,
Rzędy widowni spowite ciemnością.
Na twarzach twórców wyraźne zmęczenie;
Pewnie w innych czasach byłoby prościej.

Trema podwójna – po długim antrakcie
Przyszło się zmierzyć cierpliwym aktorom
Z nowym problemem, ukrytym w dramacie,
Ale też z lęków pandemicznych zmorą.

Czy się udało – ocenią widzowie
I wszechwiedzący natchnieni mentorzy,
Pisząc do sztuki prywatne posłowie,
Którego nawet sam autor nie stworzył.

A w nas jest smutek, że już się skończyło;
Po nim nadzieja na kolejne dzieło.

Wszystkie dotychczas opublikowane sonety z cyklu „Poetyckich refleksji animatora kultury... w czasach pracy zdalnej” znaleźć można w formie wirtualnego wydawnictwa tutaj.